piątek, 28 marca 2014

Moi drodzy, chciałabym Was poinformować, że dzisiaj mój blog obchodzi swoją pierwszą rocznicę :) Właśnie dzisiaj mija dokładnie rok odkąd go założyłam. Dziękuję Wam za te prawie 20 000 wyświetleń. Mam nadzieję, że z każdym dniem jest Was coraz więcej. Kocham Was, bo tylko dzięki Wam cokolwiek tworzę. Gdyby nie wy pewnie porzuciłabym tego bloga na samym początku, ale warto było pisać dla Was ;*Może moja twórczość nie jest idealna, ale powiem Wam szczerze, że mi się podoba. Jeszcze raz dziękuję Wam kochani ;3 


A teraz zapraszam na nexta ;)) 

Rozdział 28 

Szliśmy  leśną drogą. Nie znałam jej, bo tak naprawdę nigdy nie biegałam w tych stronach. Biegałam.. ja rzadko kiedy biegam... ale prawdopodobnie nie byłam tutaj nigdy wcześniej, nawet na spacerze . Z Maćkiem często przechadzaliśmy się po świeżym powietrzu, ale nigdy tu nie byliśmy. Kociak wolał spacerować po mieście, podziwiając uroki Zakopanego, naprawdę kochał to miasto. Moje rozmyślania i ciszę przerwał cichy głos Andreasa:
-Tosiu..
Odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam na niego, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Być może dlatego, że bałam się usłyszeć swój głos. Zapewne byłby chrypiący i drżący.
Andi spojrzał mi w oczy i zatrzymał się. Chwycił moje malutkie dłonie, swoimi umięśnionymi i ciepłymi.
-Andreas o co chodzi? -spytałam ponownie.
- Unikałem cię. Starałem się o tobie zapomnieć, ale tak się nie da. Ty jesteś wszędzie, po prostu wszędzie.
Wyjechałem. Przeprowadziłem się do innego miasta, bo nie zniósł bym twojego widoku. Zacząłem uprawiać sport. Początkowo grałem w siatkówkę, chodziłem na mecze, ale to za bardzo bolało. Kiedy siedziałem na trybunach moja głowa była pełna wspomnień o tobie. O tym jak siedzieliśmy razem kibicując naszej ulubionej drużynie – Skrze. Za nim to wszystko się stało uwielbiałaś siatkówkę. Uwielbiałaś w nią grać, ale chyba nie znałem kibica takiego jak ty.- gdy tak opowiadał, niektóre obrazki przeleciały mi przed oczyma. Ja siedząca na trybunach,oglądająca mecz siatkówki...- Nie opuściłaś żadnego meczu, który był rozgrywany w okolicy. - Zdałam sobie w tym momencie sprawę, że odkąd przeprowadziłam się do Zakopanego, nie obejrzałam w telewizji, ani na żywo ani jednego meczu. - A gdy nie mogłaś znaleźć się na hali, bo mecz był rozgrywany za daleko, siedziałaś z paczką lays'ów na kanapie. Ja byłem zawsze obok. Uwielbiałem patrzeć jak krzyczysz, ciesząc się z perfekcyjnej akcji naszego zespołu. Kochałem cię pocieszać i przytulać, gdy było ci smutno, bo Skra źle zagrała mecz. Uwielbiałem czuć cię w swoich ramionach. Taką malutką, drobniutką, niewinną i bezbronną... - gdy to mówił, wypowiadał te słowa, które trzymał w sobie zdecydowanie za długo, które po prostu go raniły, uronił łzę.
-Andreas..
-Nie przerywaj mi, proszę... Stwierdziłem, że nie będę się katować. Zmieniłem dyscyplinę sportu. Wybrałem skoki narciarskie, bo wiedziałem, że nienawidzisz ich. Pomimo tej świadomości były też inne zalety tej, a nie innej decyzji. Skacząc mogłem poczuć dreszczyk emocji. Każdy skok jest inny, ale przy każdym poziom adrenaliny w organizmie wzrasta. Najlepsze skoki oddaje się na mamutach, adrenalina buzuje. Nie można się powstrzymać. Niestety długo nie mogłem się cieszyć, że znalazłem coś co powoduje dreszczyk emocji, bo pojawiłaś się znowu ty. - kiedy wypowiedział te słowa „znowu ty” coś zakuło mnie w piersi. Były one jak wymierzony perfekcyjnie cios. Znowu ja. Jakbym nie dawała mu spokoju. Byłam jak.. nawet nie wiem jak to określić.. po prostu brakuje mi słów.. - Zobaczyłem cię z tym polskim skoczkiem, Maciejem Kotem. W pierwszych chwilach chciałem go pobić.
- Andreas!
-To było silniejsze ode mnie, ale gdy zbliżałem się do niego. Byłem od niego zaledwie 5 metrów.. przybiegłaś ty.. Rzuciłaś mu się na szyję, gratulując dobrego skoku i 3 miejsca w konkursie.- ja.. znowu ja.. To jak opowiadał.. Brzmiało jakby nie mógł się ode mnie uwolnić... Chciał i to bardzo, ale nie mógł.. Zawsze pojawiałam się w najmniej odpowiednim momencie .. Byłam jak "wrzód na tyłku”.. - Nie dość,że przylegałaś do niego każdym centymetrem swojego ciała, to zrobiłaś coś co zabolało mnie najmocniej. Choć wiedziałem, że twoja matka nic ci nie powiedziała i najprawdopodobniej nie masz pojęcia kim jestem, nie masz pojęcia jak cię kochałem i nadal kocham. Choć wiedziałem, że nigdy nie będę cię miał, bo obiecałem twojej matce, że nie będę szukał kontaktu z tobą, zrobiłaś to i zabolało mnie to bardziej niż długa i bolesna rozłąka, pocałowałaś go... - te słowa raniły mnie coraz bardziej. Czułam wszystkie emocje, które nim teraz szarpały. Przechodziły one z niego na mnie. On chyba naprawdę mnie kochał... - Najgorsze w tym wszystkim było to, że od tamtego momentu byłaś na każdych zawodach.. Na każdych widziałem cię z nim. Moje serce z każdym dniem było rozrywane na nowo. Pękało, gdy w mojej głowie pojawił się obraz ciebie przylegającej do tego Kota. Nie mogłem znieść tego widoku. Przyglądałem się wam, mimo że bolało. Musiałem Ci to powiedzieć... Nie mogłem znieść myśli, że mimo ,że jesteś blisko mnie , nie mogę na ciebie spojrzeć... nie mogę się do ciebie przytulić.. nie mogę nawet powiedzieć ci cześć.

-Andreas... - spróbowałam przerwać mu po raz kolejny. Chciałam powiedzieć mu, że mama mi już wszystko powiedziała, że wiem jak bardzo mnie kochał, ale chwilę później stwierdziłam, że dam mu dokończyć.
- Próbowałem się z tobą skontaktować, ale nie miałem pojęcia jak. Zawsze gdy tylko cię ujrzałem on był razem z tobą. Nie wiem jak mam dziękować Bogu, że nie wiem jakim cudem ściągnął cię pod halę, gdzie trenowaliśmy - nie miałam zamiaru mu powiedzieć, że to nie był żaden przypadek, ani zbieg okoliczności. 
Nie miałam zamiaru mu powiedzieć, że te spotkanie było przeze mnie zaplanowane już dużo wcześniej. 
-Nadarzyła się okazja, więc mam zamiar ją wykorzystać... Kocham cię Tosiu.
Andreas przeniósł swoje dłonie na moją twarz. Były takie ciepłe i miękkie. Zbliżył się. Dzieliło nas już zaledwie 10 centymetrów. Oparł swoje czoło o moje i powiedział to po raz kolejny, swoim cudownym, aksamitnym głosem :
-Kocham cię.. 
Odległość jaka nas dzieliła została zniwelowana. Jego usta dotknęły moich. Wpił się w nie. 

Był jednocześnie łapczywy i namiętny. Pragnący coraz więcej. Jakby zaraz jego największe szczęście było mu zabrane, najlepsza chwila w jego życiu została przerwana.. 



niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 27


Przeciętnie dwa kilometry pokonuję w ciągu 15 min. Wiem, nie jestem jakaś szybka, ale wolę przemierzać świat spokojnie, delektując się jego pięknem. Tym razem moja ciekawość nie pozwoliła mi na to. Całą trasę przeszłam w ciągu 7 minut. To ponad dwa razy szybciej niż normalnie.  Przybyłam na miejsce przed czasem. Chłopcy mieli jeszcz trening, więc miałam chwilkę. Zadzwoniłam do Maćka, żeby usłyszeć jego głos. Zawsze działał na mnie kojąco, a teraz tego bardzo potrzebowałam. Zdecydowanie mniej bym się stresowała, gdyby był on tutaj razem ze mną, ale to niemożliwe. Nie mam pojęcia jak Andreas zareaguje na mnie. Na to, że wiem. Po za tym Maciek nie ma o niczym pojęcia i jak narazie nie mam zamiaru mu nic mówić, więc przyszedł by tutaj jako kto? Właściwie, to nawet nie wiedziałby, dlaczego się tak stresuje i dlaczego mi tak zależy na tym spotkaniu. Porozmawiałam z nim chwilkę i od razu poczułam się lepiej. Kocham go zdecydowanie najmocniej na świecie i nie wyobrażam sobie, abym mogłabyć z kimkolwiek innym. Jejku !

W tym momencie ujrzałam wychodzącego Andreasa Wanka. Za nim zza drzwi wyłonił się Severin Freund.
W końcu ujrzałam jego. Andreas wyszedł równocześnie z Richim i Marinusem Krausem.
Moje dotychczasowe plany legły w gruzach. Strach przed nim, przed jego reakcją tak mnie sparaliżował, że nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Niemieccy skoczkowie nie widzieli mnie i nie mieli szansy mnie zauważyć, gdyż skryłam się za drzwiami.

Usłyszałam głośny huk. Poczułam ogromny ból w głowie, a następnie bolesne zderzenie mojego ciała z zimnym podłożem. Ktoś zaczął krzyczeć:

- Chłopaki pomóżcie mi. Jaa, ja.. nie chciałem. Nie widziałem jej. Otworzyłem tylko szerzej drzwi- ktoś się tłumaczył.
- To przecież Tosia. Co ona tutaj robi..? - usłyszałam, poprzez ogromny szum jaki narodził się w mojej głowie, głos Ryśka.

Więcej już nic nie pamiętm... odpłynęłam.

Obudziłam się na materacu, w jakiejś ogromnej hali z okładem na głowie.

-Patrzcie! Obudziła się - ktoś krzyknął.
-Cii..ciiiszej.. proszę - wyszeptałam.
-Przepraszam - odpowiedział mi ten sam głos. Nie mam pojęcia kto to był, gdyż po otwarciu na niewielką szerokość oczu, widziałam jak przez mgłę.
- Ale nam stracha napędziłaś - powiedział Richard, ten głos rozpoznałabym wszędzie.
-Kto normalny chowa się za drzwiami? - spytał, któryś z Niemców, których kojarzyłam wyłącznie z telewizyjnych wywiadów.
- Kto powiedział, że jestem normalna? - odpowiedziałam mu wysilając się na zadziorny uśmieszek.
- Hahah widzisz Andi, nic jej nie jest.
W tym momencie ujrzałam przepychającego się, przez zgromadzony wokół mnie tłum, Andreasa.
Gdy już zauważył, że siedzę z lekkim uśmieszkiem na twarzy zdecydowanie mu ulżyło. Było to widać.
-Co ty tam robiłaś? - spytał Rysiek.
- Ymm..
-Daj jej spokój. Nie widzisz, że jeszcze nie dokońca się ocuciła? - stanął w mojej "obronie" Andi.
-Spokojnie- odparł Richi.
Powiedziałam to co wymyśliłam na poczekaniu, przecież nie powiem, że przyszłam tutaj się spotkać z Andreasem. Nie tak oficjalnie. Nie przy wszystkich.
- Mieszkam niedaleko, więc często chodzę tutaj na spacery.
- Ja nadal nie pojmuję, dlaczego schowałaś się za drzwiami. Po pierwsze my nie gryziemy, a po drugie nikt cię nie widział.
- Nie wiedziałam, że to wy. Znam Ryśka i podeszłabym, gdybym tylko zobaczyła go szybciej niż tutaj na hali, siedząc na materacu. Ogólnie jestem nieśmiałą osóbką , bałam się podejść i zagadać do nieznajomych.
- Bałaś się nas?
-Nie was. Bałam się do was zagadać, a to różnica.
-Chodź, pomogę Ci wstać- powiedział Rysiek, podając mi rękę.
Richi postawił mnie na nogi i zmierzył wzrokiem od góry do dołu.
-Ładnie jesteś ubrana. Byłaś z kimś umówiona?
-Richi! - zwróciłam mu uwagę, chcąc dać mu kuksańca,ale po wyciągnięciu ręki w jego stronę, zakręciło mi się w głowie. Gdyby nie  refleks Andreasa pewnie leżałabym po raz kolejny, dziś na twardej  ziemi.
-Uważaj na siebie - Trzymał mnie w swoich umięśnionych ramionach, świdrując mnie wzrokiem.
"Staliśmy" w takim układzie przez dłuższą chwilę.
- Andi, odstawimy Tosię do domu i wracamy do hotelu. Musimy się stawić po popołudniowym treningu. Później będziecie mogli się spotkać.
Przypomniałam sobie po co ja właściwe tutaj przyszłam. Natychmiast stanęłam na nogi.
-Yy... dziękuję za pomoc. Jaa.. ja... muszę już iść. Cześć - chciałam, a nawet ruszyłam w stronę drzwi, ale coś, a raczej ktoś mnie zatrzymał. Andreas chwycił mnie za rękę.
- Zaczekaj chwilkę, proszę.
Nie odpowiedziałam mu. Tylko na niego spojrzałam.
- Severin wy jedźcie do  hotelu. Przekażcie trenerowi, że wrócę później.
-Ale..
-Proszę cię - mówiąc to spojrzał mu prosto w oczy. Miałam wrażenie, że Andi nie chce czegoś powiedzieć na głos. Przekazał to Freundowi wzrokiem.
-Okej.
-Dziękuję. Do zobaczenia wieczorem.
Andreas chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-Andreas o co chodzi?
-Musimy porozmawiać.. Ja już dłużej nie mogę.

______________________________________________
Kochani dziękuję Wam, że jesteście. Nexta miałam napisanego już kilka dni temu, ale! padł mi system operacyjny w lapku, a razem z nim przepadł next. Napisałam go jeszcze raz. :) Mam nadzieję, że Wam się podoba ;3 Jesteś - komentuj TO MOTYWUJE ;**